piątek, 2 października 2009

real.

Francja. Hip Hop. Soul. Uptempo. Downtempo. Lounge. Piękne dźwięki. Słowa te zebrane w całość malują mi jedną tylko postać - DJ Cam. Ochrzczony niejednokrotnie mianem najwybitniejszego dj'a i producenta kraju wina, serów i Catherine Deneuve. Choć pewnie notka biograficzna większości choć odrobinę siedzących w tych muzycznych klimatach jest znana, to jednak napiszę słów kilka. Urodzony w połowie lat 70-tych muzyczny geniusz znany jest z powołania do życia wytwórni Street Jazz Records oraz wydania w niej rok później pierwszego longplay'u "Underground Vibes", od którego wszystko się zaczęło. Krytycy nie szczędzili słów zachwytu i oto narodziła się prawdziwa gwiazda, która ma się dobrze po dziś dzień. Zresztą w połowie lat 90-tych abstrakcyjny hip hop, trip hop, jazzowe wpływy, wszystko to stanowiło niesamowity powiew nowości i świeżości w świecie wciąż tonącym w 90's'owych densach i hip hopie. I tak lata mijają i oto pojawia się 20 (!) album utalentowaqnego muzyka, który przybierał różne oblicza. Były autorskie longlpaye, były featurungi, jak np. 2 świetne albumy Fillet Of Soul nagrane we współpracy z Tassel And Naturel, były GENIALNE składanki z serii "Lost & Found", instrumentale, DJ Cam Quartet i dużo jeszcze by pewnie wymieniać. Dziś prezentuję najświeższe dzieło pana Laurenta (bo tak się naprawdę nazywa) - "DJ Cam presents In Love Stories". Słucham dziś już po raz trzeci i cały czas czuję ten niesamowity...spokój. Jest błogo, delikatnie, relaksacyjnie, a całości dopełnia miły kobiecy wokal. Ukłon w stronę chilloutu i delikatnych, trochę jazzowych nut słychać właściwie na całym albumie. Cam nie kryje tu silnej inspiracji postacią Minnie Ripperton, co zresztą widać choćby po dedykacji jednego z utworów owej uroczej niewiaście. Jeśli chciałabym jednym słowem określić ten album, na myśl przychodzi mi tylko jedno - zapożyczone z angielskiego slangu ''laid back''. Laid-back ma następujące znaczenia: easygoing, mellow, laid-back - ( unhurried and relaxed ). Słowem, swobodny, na luzie, wyczilowany. I taki właśnie jest nowy DJ Cam. Dla mnie piątka z plusem. A plus za okładkę.



P.S. Trochę prywaty. Ale mogę sobie dziś na to pozwolić, bo oto 2 października mija rok od czasu pierwszego posta popełnionego na kunamanogi.blogspot.com :) Data ta również jest o tyle szczególne, że w tym dniu w zamierzchłych latach 80-tych urodził się mój owczy luby, tak więc drugi dzień miesiąca października świętować można podwójnie. Czego dziś nie omieszkam uczynić. Ale do Kuny wracając, niby tylko rok, ale jakże intensywny. Przez 12 minionych miesięcy, pisałam notki, wklejałam płyty, polecałam, chwaliłam, zachęcałam, pozdrawiałam, jarałam się, smuciłam, odliczałam i sama nie wiem co jeszcze, a wszystko to rzecz jasna z przemienną intensywnością. Robiąc dziś mały bilansik, sama siebie zaskoczyłam ilością pozytywnych aspektów wynikających z założenia tego bloga. Miło było dowiadywać się o istnieniu kolejnych czytelników, słuchać pochwał, słyszeć polecenia, miło było znajdować linki do Kuny w najdalszych , a często nieoczekiwanych zakątkach internetu. Wiele dobrego z tego wynikło - choćby pisanie recenzji płytowych na nutę.pl, choćby odwaga do zakręcenia się wokół autorskiej aucyji na antenie szczecin.fm, którą mam nadzieję do końca tego miesiąca rozpocząć, choćby wszystkie miłe słowa, podlinkowywanie i wyrazy uznania, z którymi przez ostatni rok się spotkałam. Nie spoczywam jednak na laurach. Cieszą mnie komplementy i dziękuję tym, którzy zaglądają, ściągają, jarają się i polecają dalej. A tym samym obiecuję nie ustawać w prezentowaniu co ciekawszych muzycznych smaczków. Bo chyba warto :) A tym optymistycznym akcentem pozwolę sobie na dziś zakończyć :



2 komentarze:

Monia pisze...

to juz rok?? ;]
no to jeszcze z milion postow zycze i kolejnych rocznic.
i ciekawam jestem tej audycji. mam nadzieje ze sie nie omieszkasz pochwalic kiedy jak i co bedzie mozna uslyszec;]

Cookie pisze...

ano rok :)

nie omieszkam, ''troche prywaty'' na pewno bedzie!