środa, 5 sierpnia 2009

fish fate, fiss fate, good fish.

...należę do osób, które od paru(nastu) lat nieustannie krytykują polski przemysł muzyczny, który dla mnie nie miał nic ciekawego do zaoferowania. Nie jaram się bowiem Panem Rubikiem, panami z Afromental, miss Gosią Andrzejewicz i jej ogrodniczkami, Marylą Rodowicz i całą resztą miałkiego syfku, jaki serwują nam polscy wykonawcy. Nie mówię tu już tylko o komercyjnych artystach z list przebojów radia Eska czy RMF FM, ale też o tych mniej znanych muzykach. Ubolewam również nad faktem, że kraj taki jak Belgia potrafi zaskoczyć mnie niesamowitym artystą jak Dim Dim, którego nie uświadczymy na żadnej z komercyjnych list przebojów tegoż kraju czy Włosi z Musetty i wiele, wiele innych genialnych artystów z ''podziemia'' przeróżnych krajów świata. A w Polsce nic. I mainstream'owe i te mniej znane źródła kompletnie niczym nie mogły mnie zaskoczyć i nic mi zaoferować. Dlatego też wielka była moja radość, gdy spotkałam się z grupą Oszibarack. Polacy z krwi i kości niezwykle pozytywnie zaskoczyli mnie swoją twórczością, tak różną od wszystkiego, z czym spotkałam się do tej pory. Cudowny eklektyzm wrocławskiej formacji urzekł mnie już od pierwszych dźwięków. Ale po kolei. W skład zespołu wchodzą trzej muzycy oraz charyzmatyczna wokalistka i tekściarka Patrisia, znana również jako wokalistka zespołu Husky. Ich debiut w 2004 roku totalnie wywrócił do góry nogami polską scenę klubową. Ogrom pomysłów, wybuchowa mieszanka różnych stylów muzycznych, szczere, bezpretensjonalne teksty i tak niesamowity powiew świeżości, to dla niektórych wydać się mogło nie do ogarnięcia po tak długich latach stagnacji i powtarzania tych samych schematów. Prezentowany dziś przeze mnie debiutancki album ''Plim Plum Plam'' to niezwykła podróż rollercoaster'em przez muzyczne krainy. Urzeka nieszablonowością pomysłów i ogromem smaczków, zmian nastrojów, przerywników i ozdobników nie tracąc przy tym ''ładu i składu''. Całość układa się zróżnicowany i dopieszczony do najmniejszej nutki album, którego dodatkowym niekwestionowanym atutem jest głos Patrisii - zależnie od utworu żałobny, zalotny, głęboki, wysoki, niski, drażniący się cały czas z czekającym na dalszy rozwój sytuacji słuchaczem. Albumu samego w sobie nie określę mianem ''przebojowego'', nie spodziewam się go także w komercyjnych rozgłośniach radiowych czy telewizyjnych kanałach muzycznych. Ale chyba o to właśnie chodzi. Brak jednego, niezaprzeczalnego bangeru czyni ''Plim Plum Plam'' przebojem samym w sobie, od początku do końca, zbyt jednak (o ironio) dobrym na potrzeby polskiego muzycznego bagienka. Album-kameleon - zaczyna się od dźwięków wręcz minimalowych, by za moment zabrać nas w swingujący electro-pop i płynnie przejść do lo-fi. Gatunków znajdziemy tu rzecz jasna dużo więcej a i inspiracje są ciekawe - słychać tu wpływy od Artiego Shaw po The Beach Boys. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że i Polska dorobiła się tak znakomitych artystów, którzy z powodzeniem mogą konkurować z muzykami z najwyższego światowego poziomu. Luzacy, lanserzy, pewni siebie geniusze, dokładnie tacy jak na okładce. Pozycja obowiązkowa!

enjoy!


P.S. Maxwell nakręcił klip do kolejnego singla z najnowszego albumu ''BLACKsummers'night''. Wiadomość ta jest np dla mnie o tyle dobra, że to właśnie ''Bad Habits'' jest moim faworytem na tejże płycie. A klip? Dokładnie tak sobie go wyobraziłam...



P.S. 2. Trochę prywaty. Po pierwsze zostałam szczęśliwą kierowczynią. Czytaj: zdałam prawo jazdy, po, jak ujął mój Luby - ''męczarniach, porównywalnych jedynie z przenoszoną ciążą słonia''. Jest to prawdą, ale koniec końców przygoda z WORD'em szczęśliwie dobiegła końca.
Po drugie, jeśli ktoś lubi pisane przeze mnie internetowe wypocinki, moje recenzje od już za niebawem znaleźć będzie można w czeluściach portalu www.nuta.pl Więc beware/enjoy!
To tyle jeśli chodzi o prywatę. Z racji jutrzejszego wyjazdu na festiwal Audioriver, kolejna notka pewnie znów nie pojawi się prędko. Cóż, wakacje.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

a Wojciech Łozowski ?;>

Cookie pisze...

aaa preeeeeej fo looooooooooooow!

niekoniecznie

:)

roszpunka pisze...

" które od paru(nastu) lat nieustannie krytykują polski przemysł muzyczny, który dla mnie nie miał nic ciekawego do zaoferowania."

a paktofonika?! oj, Ewa uciekasz od korzeni!

"Nie jaram się bowiem panami z Afromental"

jeszcze nie tak dawno łozo byl taaaaki zajebisty :D :P ale dobrze, że wyrosłaś :))

Anonimowy pisze...

true eh

Cookie pisze...

ej. Paktofonika jaram sie do dzis, ale to hip hop, a ja narzekam na brak jakichs ciekawych innowacyjnych projektow ;>

po 2, jaralam sie Afromentalem,a w zasadzie numerem ''Thing we've got'' z 1 plyty, ktory podoba mi sie do dzis. Ale tylko on jeden.

Marto :)