poniedziałek, 1 czerwca 2009

deeply dope.

...co jest niesamowitego w japońskich didżejach? Wyjątkowy talent? Najlepsze bity? I kto właściwie stanowi czołówkę towaru eksportowego Kraju Kwitnącej Wiśni? Honda? Muro? Krush? Kentaro? A może Mitsu The Beats? Każdy z nich zasługuje na miano mistrza, ja natomiast zajmę się dziś tym ostatnim. O Mitsu The Beats wspominałam już przy okazji świetnej kompilacji ''Blue Impressions'' nagranej we współpracy z legendarnym labelem Blue Note. Gwoli przypomnienia pozwolę sobie nadmienić, że ten 43 letni dziś DJ i producent pochodzi z rodziny o długich tradycjach muzycznych, gdzie specjalizowano się głownie w soulu. Jako nastolatek zaś odkrył hip hop. Do dziś dnia pozostaje wierny temu gatunkowi, miksując go jednak z odrobiną elektroniki. Dużym sukcesem okazał sie juz debiutancki ''A New Awakening'' wydany 6 lat temu. Na tymże albumie udzielał się również własny zespół Mitsu, GAGLE. Płyta doczekała się reedycji, zainteresowania dużych wytwórni, dla których Mitsu zaczął produkować oraz nagrywać remiksy a zwieńczeniem sukcesu było światowe tournee, w które wyruszył rzecz jasna w towarzystwie kolegów z GAGLE, czym do reszty podbił serca fanów na całym świecie. Dziś kolejny genialny album japońskiego mistrza. ''A word to the wise'' to świetna mieszanka osiemntastu utworów od pięknych instrumentali, przez ciepłe bujające soulowe nuty po hip hopowe bangery. Płytę uświetniło wyborne grono gości - Georgia Anne Muldrow, Kev Brown czy Mark De Clive-Lowe to tylko mały procent tego co znajdziemy na tym materiale. Tych, którzy lubują się w japońskich produkcjach na pewno nie spotka rozczarowanie, bo oto Mitsu po raz kolejny podnosi poprzeczkę. Tych zaś, którzy jeszcze nie zapoznali się z ową bajką, serdecznie do tego zachęcam. Kolejny album do słuchania od początku do końca. Dla mnie bez słabych punktów. Polecam.

enjoy!



P.S. Boogie Brain. Był jazz, była elektronika, były dubstepy... Dlaczego więc nie house? Robert Owens, bo o nim dziś mowa, to były członek legendarnego chicagowskiego kolektywu Finger Inc. Już pod koniec lat 80-tych stał się ikoną sceny house nagrywając prawdziwą perełkę w swoim gatunku do spółki z Larrym Headem i Robem Wilsonem. "Mystery Of Love" to dziś już klasyk, a po wydaniu sprzedał się w ogromnej wówczas ilości trzystu tysięcy egzemplarzy. Lata 90-te przyniosły więcej solowych projektów Owensa, co przyczyniło się do rozpadu Finger Inc. Nieco bardziej pozytywnym tego efektem był pierwszy solowy album ''Rhythms In Me'' - królowie parkietu z lat 90 na pewno pamiętają nieśmiertelny przebój ''Tears''. Gdy blask sukcesu nieco zbledł, Owens postanowił się przebranżowić i szukając spokojniejszego zajęcia zainwestowal w...otwarcie własnej księgarni. Nie wytrzymał jednak zbyt długo bez muzyki. Szukając kolejnych życiowych zmian, postanowił przeprowadzić się na stałe do Londynu, gdzie kupił studio nagrań i otworzył własną wytwórnię Musical Directions. Przez kolejne lata Robert poswięcił się pracy nad niezliczoną ilością projektów z gwiazdami amerykańskiej i europejskiej muzyki klubowej - warto tu wymienić choćby Marshalla Jeffersona, Farley'a "Jackmaster" Funk'a, Davida Moralesa czy London Elektricity. Trzeci i ostatni do tej pory solowy album ukazał się w roku ubiegłym. W pracy nad ''Night Time Stories'' pomogli Ian Pooley, Wahoo czy Atjazz, a wydano ją w niemieckim Compost Records. Co ciekawe, za każdy z 11 numerów na płycie odpowiada inny producent. Daje to ciekawy efekt eklektyzmu, połączenia różnych muzycznych inspiracji oraz technik. Pomysł był o tyle ryzykowny, że przy tak rozbudowanej liście gości łatwo przyćmić głownego bohatera. Jednak to posunięcie dobrze przemyślano, albowiem Owens skupił się wyłącznie na wokalu, sample pozostawiając owym gościom. Zresztą nikt nawet nie próbował go przysłonić - to Robert jest tu niekwestionowaną i największą gwiazdą, a tło muzyczne, choć stworzone przez tak wiele osób jest idealnie harmonijne, bity i głos stanowią spójną i miłą dla ucha całość. Miękkie, house'owe brzmienia i gładki wokal. Jeśli występ na Boogie Brain ma również być utrzymany w podobnym klimacie, to zdecydowanie jest na co czekać. Tymczasem wspomniany ''Night-Time stories' :

enjoy!


P.S.2. My recent addictions. Co mają wspólnego De La Soul i Nike? Proszę posłuchać.


Brak komentarzy: