sobota, 20 czerwca 2009

bad habits.

...Bad Habits? Bad Habits...? Damn, przecież to singiel z nowego Maxwella! Ale jak to, ale jak to, przecież premiera 7 lipca dopiero, przecież nigdzie jej dostać nie można. I tu sobotnia niespodzianka w postaci tegoż właśnie albumu cudem odnalezionego wczoraj, na Kunie. Tak proszę państwa, przed nami album, na ktory wielu z nas czeka od lat ośmiu. ''BLACKsummers'night'', bo o nim mowa to pierwsza część zaplanowanej przez Maxwella trylogii. Kolejne części - ''blackSUMMERS'night'' oraz ''blacksummers'NIGHT'' pojawią się kolejno w roku 2010 oraz 2011. Ale do rzeczy. Jako, że postaci Maxwella nikomu raczej przedstawiać nie trzeba, napiszę jedynie, że uznawany jest za jednego z najważniejszych twórców modern i neo-soulu. Ostatni studyjny album ''Now'' ukazał się w 2001 roku i od tamtej pory o działalności artystycznej Maxwella, poza wydanym rok później singlem ''This woman's work'', było cicho. Tym bardziej cieszy fakt, że wielki come back został starannie zaplanowany i nie czekaja nas wydane na odczepnego, nagrane na szybko wypociny ''ku pamięci''. O nie, Maxwell spędził pracowitą jesień ubiegłego roku na pierwszym od 6 lat tournee, gdzie prezentował nowe nagrania. Koncerty zanim wyjdzie płyta? Ma to sens, ponieważ podczas ostatecznego nagrywania materiału w studio, Maxwell wraz ze swym długoletnim współpracownikiem Hodem Davidem postawili na zupełne efekciarskie saute. Słowem, żadnych poprawek, żadnych nakładek, tylko wersja, która wyszła na żywo. Tak jak było wcześniej, i tym razem album wydała Columbia Records. Czy było na co czekać? Moim zdaniem zdecydowanie tak. Są artyści i są płyty, które przynoszą rozczarowanie. Są sytuacje, gdzie fani wiernie czekają na nowy materiał po kilkanaście lat by za chwilę z mieszanką zawodu i zażenowania zastanawiać się co to ma być. Maxwell po raz kolejny udowodnił, że jest muzycznym geniuszem. 9-cio numerowe dzieło sztuki. Pięknie skomponowane, dużo żywych instrumentów, ciekawe tekstowo, dopieszczone, przemyślane i dopracowane dzieło sztuki. Przepraszam wytwórnię, że ją okradam. Przepraszam Maxwella, że robię mu takie świństwo publikując długo zapowiadaną płytę na prawie trzy tygodnie przed premierą. Ale nagrałeś tak genialny album, że inaczej, kurczę, nie mogę. Cytując refren z pierwszego utworu - ''Will you forgive me...?''

enjoy!



P.S. Czy wszyscy już słyszeli o nowych gwiazdach Orange Warsaw Festival'u? Nie? To voila!

The Crystal Method.



Razorlight.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Znaczył tyle dla Ciebie co pstryczek?
Przykre.

Rozumiem, że jest to przeciwstawienie się wielkiej jacksonomanii.
Szkoda, że przyjęłaś taką postawę.

fan.

Cookie pisze...

drogi Fanie,

znaczyl duzo wiecej. ale nie oznacza to, ze teraz mam wylewac gorzkie zale z nim zwiazane i poddawac sie ogolnej histerii - po co? muzyka zostala i zostanie na zawsze.