piątek, 10 października 2008

Fake Ophelia



jesien, jesien, melancholia, wiatr i smutek zagoscili gromadnie na mym blogu.

nie, nic sie nie stalo. Ot po prostu udzielil mi sie jakis wszechobecny marazm i niezadowolenie, bo zimno, bo nie tak jak byc powinno, bo zajec milion i 'wogle'.

a w takie dni jak ten mam w zwyczaju lezec w lozku i nicnierobic/sluchac.

dzis padlo na sciezke dziekowa z jedengo z moich top 10 filmow ever. Mowa o ''Ostatnim tangu w Paryżu''. Najbliżsi sobie obcy - jak zwykl mawiac o tym bez watpienia obrazoburczym dziele sam jego tworca Bernardo Bertolucci. Jaram sie i filmem i soundtrackiem skomponowanym przez argentynskiego jazzmana Gato Barbieri.
Historia Marlona Brando i Marii Schneider poza szokujacym jak na tamte czasy ukazaniem seksu jako czystej fizycznosci, jest zbawienna przynajmniej dla mojej pokretnej psychiki w okresie wszelkich dolow emocjonalnych. Historia kobiety, ktora mimo swiadomosci swego polozenia wciaz wraca i historia mezczyzny wykorzystujacego jej wytrzymalosc do ostatnich granic. A wszystko to przy dzwiekach naprawde genialnej muzyki.

enjoy.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

zassałam. dzięki Ciasteczkowe :)
Żą